Rzeczpospolita     Podhajce     Kalendarium     Pojęcia    
Przed bitwą

Bitwa

Po bitwie
Siły kozacko-tatarskie mogły liczyć bez oddziałów wydzielonych jakieś 20 000–30 000 w połowie Kozaków, w połowie Tatarów. Przeciwko nim rozporządzał Sobieski 1000 jazdy, 2000 piechoty i dragonów oraz zapewne paroma tysiącami chłopów, którzy się schronili do Podhajec przed czambułami tatarskimi.
Sobieski dostrzegał przyczynę tego, że wcześniejsze plany polskie zawodziły: front polski stanowiący prawie jednolitą linię umocnień był zbyt silny i niejako zmuszał przeciwnika do podjęcia próby obejścia. Sobieski zastąpił to dwoma odosobnionymi punktami oporu (półksiężyce). Luki między nimi niejako zachęcały przeciwnika do przechodzenia przez nie.
Na główny obóz tatarsko-kozacki pod Podhajcami napadała każdej nocy czeladź obozowa, chłopi i mieszczanie z pobliskich okolic i wykradali Tatarom konie.

Przebieg kampanii podhajeckiej

Główne siły tatarsko-kozackie skupiły się pod Starym Konstantynowem około 10 września, następnie zaś około 25 września, zorientowawszy się z przejętego listu o słabości liczebnej grupy wojsk hetmana polskiego, ruszyły na zachód przez Zbaraż i Wiśniowiec, by 3 października dotrzeć do Pomorzan, około 15 km na południe od Złoczowa. Główne siły polskie (3000 ludzi) pod hetmanem polnym stały od drugiej połowy września w Kamieńcu Podolskim. Wódz polski pchnął stąd silny zagon (około 1000 koni) w kierunku Baru i Mohylewa, chcąc sprowokować nieprzyjaciela, żeby ruszył się spod Starego Konstantynowa.

Przed Sobieskim stało ogromnie trudne zadanie, przede wszystkim z powodu wrzenia wśród jego podkomendnych. Mimo obietnic nie otrzymali oni należnego im żołdu. Oficerowie zaczęli opuszczać obóz, nie mając sami co jeść i co dać żołnierzom.

Z listu. Taka w Polszcze pociecha komendy

„Nawet i p. starosta starogardzki w drodze mię odstąpił, bo żona jego tak długo do niego pisała, tak długo płakała, że się nazad wrócić musiał” – pisze rozżalony hetman do Marysieńki 21 września. “Taka w Polszcze pociecha komendy – żali się w liście z 15 września. - Pieniędzy tę małą odrobinę, którą to na tej rozdano komisji nie spodziewać się jeszcze, chyba za niedziel sześć, a drudzy i za dziesięć, co do dalszych województw pobrali asygnację. Ostatnią tedy chyba na pożywienie tych ludzi przyjdzie zastawić koszulę, bo wszyscy się rozjechali, król daleko, mnie tylko jednemu głowę gryźć będą. Zima zaś następuje, a sejm cale zakazał rozdawać kwater; gdzie się tedy będzie podziać z tym wojskiem, już i głowy nie staje. Pisałem ci ja już razów kilka do króla JMości, że dłużej tej męki niezmiernej nad sejm cierpieć nie będę, do którego zatrzymam na siebie nieprzyjaciela, bym nie miał, tylko tysiąc człowieka. Ale tam na to nie dbają i cale wszystko na mnie zwalają, nie chcąc mi dać żadnego ordynansu ani żadnej rady, tylko się na mnie spuszczają, żeby zaś było na kogo wszystką swoją złożyć winę. Pieniądze moje na wszystko spendować mi rozkazują, jakoby mnie to floty przychodzili hiszpańskie (...) Cudowna to tam teraz rzecz, że tak wszyscy ręce opuścili, jako podczas największego pokoju (...)”

Na wieść o marszu nieprzyjaciela na zachód Sobieski szybko przerzucił swe siły spod Kamieńca do ufortyfikowanego obozu pod Podhajcami, gdzie stanął 4 października. Znalazł tu dogodną pozycję obronną, postanowił ją wzmocnić przy pomocy fortyfikacji polowych i oczekiwać na niej nadejścia armii nieprzyjacielskiej. Większą część jazdy wyprawił w kierunku Lwowa, „aby nieprzyjacielskie zagony, skoro je rozpuszczą, mnie obległszy, wszędy gromili”, przy sobie zostawił jedynie kilkanaście chorągwi, głównie husarii, arkebuzerów i dragonów oraz parę chorągwi kozackich.

To nowe posunięcie hetmana nie pozostawiało Krym Gerejowi i Doroszence właściwie żadnego wyboru. Pojawienie się Sobieskiego pod Podhajcami stworzyło dla wojsk tatarsko-kozackich niebezpieczną sytuację zagrożenia ich linii komunikacyjnych. Trzeba więc było zaniechać dalszego marszu na zachód oraz planów dotarcia do Lwowa czy nawet zdobycia go i pośpieszyć przeciwko hetmanowi polnemu. W tym samym czasie obrona polska odniosła poważny sukces bijąc czambuły tatarskie pod Złoczowem, Pomorzanami i Glinną.

Bitwa

Szóstego października dwie kolumny nieprzyjaciół, najpierw Tatarzy, nieco później Kozacy, zjawiły się pod Podhajcami. Dowódca tatarski Krym Gerej przystąpił do natarcia, odnosząc nawet pewien sukces, gdyż zdołał przeprowadzić część swych wojsk przez zaporę ogniową. Atak Tatarów miał na celu odwrócenie uwagi Polaków od wschodniej części obozu, do którego zbliżały się oddziały kozackie hetmana Doroszenki. Miały one zaatakować niespodziewanie obrońców uwikłanych w ciężkie walki z muzułmanami. Przeciwko tym rzucił Sobieski trzynaście chorągwi jazdy pod dowództwem Aleksandra Polanowskiego, porucznika husarskiej chorągwi hetmana. Rozpoczęły się zaciekłe walki, w czasie których Polaków uratowało to, że usypane przez nich uprzednio szańce w połączeniu z warunkami terenowymi uniemożliwiły Tatarom wykorzystanie poważnej przewagi liczebnej, jaką posiadali.

Przeciwnik stłoczony w ciaśninie szerokości 1 km, napadnięty z trzech stron, niemal otoczony, uległ zapewne panice i uciekł. Wobec ciasnoty miejsca odwody kozacko-tatarskie prawdopodobnie nie mogły interweniować.

Bitwa ta stanowi doskonały przykład działania po liniach wewnętrznych: po pobiciu nieprzyjaciela na lewym skrzydle od razu wszystko co zbędne przerzuca się na prawe. Do szczytów doskonałości dochodzi użycie odwodów i stosowanie ekonomii sił niezbędne dla tego manewru. Mając bronić dwukilometrowej przestrzeni, Sobieski obsadza pierwszą linię (półksiężyce) mniej niż połową swej grupy wzmacniając za to jej siłę odporną umocnieniami i odpowiednim do doborem broni: piechota, artyleria. W odwodzie zostaje głównie jazda rozporządzająca dużą szybkością i siłą zaczepną. Wszystkie bronie umiejętnie współdziałają ze sobą: jazda szarżuje na nieprzyjaciela wstrząśniętego ogniem piechoty i artylerii. Szarże kawalerii zamykają luki w zaporze ogniowej.

Ważne! Przesunięcie chorągwi hetmańskich i atak chłopów

Krytyczny moment bitwy nastąpił w chwili, gdy od północnego wschodu nadciągnął Doroszenko. Hetman polski musiał rzucić przeciw niemu resztę swego odwodu, jazdę w liczbie około pięciuset koni, na czele której stał Władysław Wilczkowski, porucznik chorągwi husarskiej Aleksandra Lubomirskiego. Atak przeważających sił wroga odrzucił jednak jazdę polską na wschód, aż do wsi Zahajce, odcinając ją tym samym od reszty wojsk polskich. Tymczasem jednak na lewym skrzydle polskim, bijącym się zażarcie z Tatarami, nastąpiła nagła poprawa. Krym Gerej poniósłszy w dotychczasowych walkach ciężkie straty, zaprzestał ataków na szańce polskie. Chwilę słabości „bisurmanów” natychmiast po mistrzowsku wykorzystał wódz polski, wycofując z tego odcinka pięć chorągwi jazdy i rzucając je do walki z Kozakami, na prawe skrzydło. Równocześnie ze Starego Miasta podhajeckiego ruszyła na Kozaków czeladź obozowa i chłopi, którzy schronili się tu przed najeźdźcami. Zepchnięta niedawno do Zahajec grupa Wilczkowskiego ruszyła ponownie do ataku. Oddziały Doroszenki nie wytrzymały silnego uderzenia z trzech stron i musiały się wycofać. Próba zdobycia szturmem polskiego obozu zakończyła się zupełnym niepowodzeniem. Stanowiło to olbrzymi sukces wodza polskiego i jego żołnierzy, tym bardziej, że przewaga nieprzyjaciół była pod Podhajcami ogromna. Trzydziestu tysiącom Tatarów i Kozaków mógł Sobieski przeciwstawić tylko trzy tysiące regularnego wojska i bliżej nie określoną liczbę chłopów, prawdopodobnie kilka tysięcy.

Ważne! Powodzenie taktyki

W tej nowej sytuacji Krym Gerej i Doroszenko zdecydowali się na zmianę taktyki, zaniechali szturmów i przystąpili do oblężenia obozu polskiego, mając nadzieję, że w końcu zmuszą przeciwnika do kapitulacji. Kozacy oblegali Podhajce, Tatarzy zaś raz jeszcze spróbowali szczęścia, rozpuszczając grabieżcze czambuły po całym kraju, i spotkał ich tu ponownie srogi zawód. Pozostawiane wszędzie przez hetmana polnego oddziały polskie, zgodnie z założeniami jego świetnego planu, gromiły ich bezustannie. Ponadto czeladź i chłopi siedzący w Podhajcach niemal co noc urządzali skuteczne wypady do obozu oblegających, regụlarne oddziały polskie atakowały i przecinały drogi dowozu nieprzyjaciela.

Znamienna jest u Sobieskiego zimna krew, nieuleganie panice nawet w najcięższych momentach, szalone ryzyko nie przekraczające jednak realnych rozmiarów. Uzbraja przeciw Kozakom chłopów, z których niejeden zapewne brał udział w powstaniu Chmielnickiego – licząc, że najazdy tatarskie zmieniły ich nastawienie. Zamierza powstrzymać nieprzyjaciela przy pomocy marszu parotysięcznej grupy na tyły kilkudziesięciotysięcznej armii wroga. Nie próbuje dopędzić nieprzyjaciela i spokojnie się okopuje, przewidując słusznie, że ten sam go zaatakuje. Uderza również elastyczność umysłu Sobieskiego. Mimo że nie zwalczał dotąd czambułów tatarskich, potrafił dostosować się do nowych warunków walki. Sobieski, gdy trzeba, porzuca starą koncepcję biernej obrony i idzie na masy lekkiej jazdy tatarskiej na czele garści piechoty i ciężkiej jazdy, by w odpowiedniej chwili podszedłszy na dostateczną odległość do nieprzyjaciela podjąć znowu dawną koncepcję. Jest to doskonały przykład łączenia siły odpornej z ruchem.

Sobieski umiejętnie wykorzystuje wszystkie czynniki wspierając jedne drugimi: szarżę i ogień piechoty i artylerii, wojsko wspiera chłopami i pospolitym ruszeniem, walory siły żywej uwielokrotnia przy pomocy terenu starannie dobranego i fortyfikacji. Najbardziej charakterystyczne jest nieustanne kombinowanie działań obronnych z zaczepnymi, wykorzystanie fortyfikacji stałych czy polowych i ognia z nich do odparcia przeciwnika, ale nie ograniczane się do tego, przedsiębranie prób zniszczenia przeciwnika.