Rzeczpospolita     Podhajce     Kalendarium     Pojęcia    
Przed bitwą

Bitwa

Po bitwie
Zasadniczym sposobem walki jazdy polskiej jest szarża w cwale na białą broń. Obok tego używa ona również pistoletów i łuków. Przyjęła ona od Tatarów walkę ławą; zapewne nie tak sprawna jak nieprzyjaciel w nagłych zwrotach i oskrzydleniach, górując przypuszczalnie za to nad nim w starciu wręcz.
W walkach 1667 r. Polacy mieli większe trudności z dosięgnięciem niż z pobiciem Tatarów. Piechota składała się zapewne jeszcze po dawnemu z pikinierów i muszkieterów.
Uzbrojenie mas chłopskich było zapewne słabe: narzędzia gospodarskie ewentualnie przystosowane do walki – siekiera, widły, kosa. Można również przypuszczać, że w posiadaniu chłopów znajdowało się nieco rusznic i samopałów. Nie jest wykluczone, że ze zbrojowni zamkowych wydano im pewną ilość broni palnej.

Stosunki polsko-tureckie i polsko-tatarsko-kozackie

“Turcy chcą zachować pokój z Polską, ale tylko pod warunkiem, iż zerwie ona z Moskwą” pisał rezydent francuski przy dworze sułtańskim do swego ministra w liście z 20 lipca 1667 roku. Porozumienie, przymierze czy jakiekolwiek współdziałanie Polski z Rosją wykluczały pokój z Turcją. Wysłane do Porty wielkie poselstwo z Hieronimem Radziejowskim na czele prowadziło długie, niezwykle trudne i upokarzające rokowania. W ten sposób niebezpieczeństwo tureckie zostało zażegnane na pewien czas i od strony formalnej. Pozostała jednak nadal otwarta sprawa tatarska. Tatarzy wraz z Kozakami Doroszenki mogli być w każdej chwili użyci przeciw Polsce. Poza tym, w przypadku nowych najazdów tatarsko-kozackich na Rzeczpospolitą, sytuacja układała się wyjątkowo pomyślnie dla Porty, która atakując Polskę rękami swych wasali, sama nie angażowała się czynnie.

Piotr Doroszenko - pochodził z rodziny kozackiej (jego dziad Michał był hetmanem). Przystąpiwszy do powstania Chmielnickiego jako prosty kozak, szybko awansował i już w 25 roku życia został pułkownikiem. Używany często przez Chmielnickiego do pełnienia funkcji dyplomatycznych, był w większym stopniu politykiem niż wodzem. Nie zdarzyło mu się odnieść poważniejszych wojskowych sukcesów, wobec jednak nieopracowania dziejów wojskowości kozackiej trudno powiedzieć, czy było to wynikiem braku talentu z jego strony, czy też raczej wywołane ogólnym upadkiem wojskowości kozackiej.

Napad tatarski na Rzeczpospolitą

W sierpniu 1667 roku zjawiła się na Ukrainie orda pod dowództwem kałgi-sułtana Krym Gereja, a już we wrześniu rozpoczęły się ze strony wojsk kałgi i posiłkujących go oddziałów Doroszenki regularne działania wojenne. Poprzedziły je pomniejsze walki stoczone w ciągu lata tego roku. Sobieski, w którego ręku spoczęło teraz całkowicie dowództwo obrony, już od jesieni pilnie śledził wieści z Ukrainy. Podległe sobie wojska rozmieścił nad Orynią i Dniestrem, uważając, iż jest to nieodzowne w chwili, gdy orda zamierza przezimować na Ukrainie i odnowiła dawne przymierze z Kozakami. Krwawym i tragicznym wydarzeniom pod Ścianą i Braiłowem nie zdołał jednak zapobiec. Uderzenie nastąpiło zbyt szybko i niespodziewanie. W roku następnym nie dał się jednak w takim stopniu zaskoczyć.

W maju Tatarzy i Kozacy rozpoczęli działania wojenne. Historycy wojskowości oceniają siły kozackie na około 15 000 ludzi, tatarskie na około 16 000–18 000. Liczebność wojsk krymskich oraz oddziałów Doroszenki nie przekraczała więc zapewne 35 000 żołnierzy. Polacy mogli im przeciwstawić nie więcej niż 15 000 ludzi, i to łącznie z załogami trzech fortec oraz oddziałami prywatnymi. Okolicznością korzystną dla strony polskiej było pojawienie się w styczniu 1667 roku we Lwowie znanego przywódcy Zaporoża, Iwana Sirki, zaciekłego wroga Tatarów, który zadeklarował wobec hetmanów koronnych gotowość współdziałania z Polakami. Zagrożenie, jakie stworzył ułusom tatarskim, nie było zbyt wielkie, to jednak nie pozwoliło Adil Gerejowi na skierowanie wszystkich swych sił przeciw Polsce. Część ich musiała pozostać w kraju dla obrony przed Kozakami Sirki.

Z listu. Piechota w gębę co włożyć nie ma

Skandaliczna była postawa szlachty województw ruskich, która nie chciała dać pieniędzy na wojsko, mimo oczywistego niebezpieczeństwa, mimo przestróg Sobieskiego. O co chodziło? Hetman polny 21 czerwca pisał z obozu pod Glinianami: „Ja tu pod Gliniany wojsko kupię. Piechota w gębę co włożyć nie ma. Posyłałem czerwonych złotych tysiąc w zastaw do komisyjej lwowskiej, abym mógł dać jaką konsolacyją; i na to Ichmościowie panowie obywatele tuteczni pozwolić nie chcieli, mając pieniędzy czopowych więcej niż 50 000. Tych wszystkich niebezpieczeństw i przestróg ani w myśl wziąć nie chcą, powiadając, iż większe od Bałtyckiego Morza następują, skąd pewną mają wiadomość, że książę Kondeusz 17-ego dnia Junii do nas wysiadł.” A więc w rok niemal po zakończeniu rokoszu wyimaginowany Kondeusz i wyimaginowane absolutum dominium były w oczach szlachty groźniejsze niż Tatarzy i Kozacy atakujący już ziemie Rzeczypospolitej.

To katastrofalne położenie armii uniemożliwiało w praktyce ofensywę, która wymagała zwiększonych wysiłków marszowych, do czego nie było zdolne wygłodzone wojsko, oraz znaczniejszych wkładów pieniężnych niż na utrzymanie wojska w obozie. Wystawienie licznej artylerii, niezbędnej przy zdobywaniu miast i miasteczek kozackich, było również kosztowne. Aby wystawić artylerię tylko do działań w polu, musiał Sobieski sięgnąć do własnej kieszeni.

Kampania letnia 1667

Na początku czerwca silny czambuł tatarski pod dowództwem Batyrszy murzy wtargnął głęboko w terytorium Rzeczypospolitej, podchodząc pod Jampol, Krzemieniec, Wiśniowiec, Poczajów, Brody i Zbaraż, paląc ze specjalną zawziętością dwory szlacheckie, rabując i biorąc w jasyr. Dowództwo polskie zostało całkowicie zaskoczone, mimo to Sobieski nie stracił głowy, powrócił do Żółkwi, gdzie stanął z powrotem 4 czerwca. Działał ostrożnie, starając się przede wszystkim zasięgnąć dobrej informacji o siłach nieprzyjaciela. Podjęta przez hetmana polnego akcja przyniosła bardzo szybko rezultaty. Tatarzy nie zdecydowali się na kontynuowanie ataku i wycofali się z niezbyt w końcu licznym jasyrem. Wkrótce jednak rzucili nowy czambuł na Podole, nieco później zaatakowali Wołyń, który też najwięcej ucierpiał w kampanii letniej. Równocześnie podjęli akcję nad Dnieprem. Tatarzy i Kozacy nie mogli podjąć poważniejszych działań zaczepnych, ponieważ nie zdołali skoncentrować na czas wszystkich sił. W tej sytuacji ograniczyli się do wysłania wspomnianych czambułów na Wołyń i Podole i do oblegania polskich twierdz nad Dnieprem. Katastrofalny stan armii uniemożliwił z kolei Polakom podjęcie jakiejkolwiek akcji ofensywnej na terytorium Ukrainy właściwej, to jest województw kijowskiego i bracławskiego, i zmusił ich do ograniczenia się wyłącznie do obrony Podola i Wołynia.

Koncepcja, według której gros sił skupiono z tyłu w obozie i elementy rozpoznawcze wysunięto daleko wprzód, zawodzi w walce z czambułami tatarskimi. Zanim nadejdą wiadomości od oddziałów rozpoznawczych i zanim wyruszy przeciwnatarcie, wróg zdąży się wycofać złupiwszy kraj. Przerzuci więc Sobieski całą jazdę daleko w przód na 220 km, a ta z kolei wyśle mniejsze grupy napadające na czambuły, da to dobry rezultat. Okazuje się jednak, że jedna grupa nie wystarcza - gdy ta walczy na Podolu, inni Tatarzy łupią Wołyń. Tak stopniowo wykształca się koncepcja obrony kraju przed czambułami tatarskimi zastosowana w działaniach wrześniowych.

Marsz potężnej masy ludzi musi być z natury rzeczy powolny i łatwy do rozpoznania dla sprawnej jazdy polskiej, która mogła się łatwo wycofać. Jest to zmodyfikowana stara koncepcja tatarska działania rozdzielonymi siłami, oparta na ruchliwości jazdy, tak jak późniejsza napoleońska opiera się na wykorzystaniu siły ognia piechoty i artylerii.

Ważne! Plany wojenne Sobieskiego

Mimo niewielkiego zasięgu kampania letnia 1667 roku miała, jak to się wkrótce okazało, ogromne znaczenie. Oto bowiem w czasie jej trwania skrystalizowała się ostatecznie koncepcja walki z Tatarami w nowej sytuacji wojennej, koncepcja wypracowana przez naczelne dowództwo polskie, to znaczy praktycznie przez hetmana polnego koronnego. Sobieski sięgnął tu do wzoru jednego ze swych mistrzów, Stefana Czarnieckiego, który zastosował w czasie kampanii ukraińskiej 1664 roku system operacyjny rozdzielenia armii, co ułatwiło mu walkę z powstańcami. Tej właśnie koncepcji uchwycił się teraz jego następca. Doszedł on do wniosku, że dotychczasowy system walki z Tatarami, polegający na szukaniu rozstrzygnięcia w walnej bitwie, nie może być w obecnej sytuacji wojennej skuteczny, siły bowiem, którymi rozporządzał, nie wystarczały, by z powodzeniem przeciwstawić się połączonym wojskom tatarsko-kozackim.

W taktyce charakterystyczna dla Tatarów była ława: jednocześnie metoda i szyk walki. Górowała w niej tendencja do okrążenia przeciwnika. Wymaga to zaskoczenia, siły główne są więc osłonięte bądź linią harcowników, bądź nierównościami terenu, czy lasami. Bronią główną jest łuk, nie szabla. W starciu wręcz, jak się zdaje, ustępowali jeździe polskiej. Tatarzy byli trudni do pobicia, a jeszcze trudniejsi do ścigania. Zachodnia kawaleria jest wobec nich bezradna, chroni się przed nimi pod osłonę ognia piechoty.

Znając doskonale przeciwnika, Sobieski wiedział dobrze, że głównym celem wypraw tatarskich nie były zdobycze terytorialne czy zmiany granic, lecz przede wszystkim łupy i jasyr. Sens walki z nimi sprowadzał się więc przede wszystkim do oporu przeciwko wypadom czambułów.

Stosunek sił w roku 1667 był na tyle niekorzystny dla Polaków, że Sobieski nie podjął ryzyka wydania walnej bitwy Krym Gerejowi i Doroszence. Zdawało się więc, że alternatywą mogło być tylko zamknięcie się w obozie warownym, tak jak wcześniej w Zbarażu, i przyjęcie tam uderzenia nieprzyjaciela. Ale to właśnie byłoby mu jak najbardziej na rękę. Przy pokaźnej przewadze liczebnej zostawiłby część sił pod oblężonym obozem polskim, a w tym samym czasie czambuły plądrowałyby i niszczyły kraj całkowicie pozbawiony obrony wojskowej.

Rozumowanie to stanowiło podstawę przyjęcia planu operacyjnego, którego założeniem było rozdzielenie armii na kilka większych grup liczących do kilku tysięcy ludzi oddalonych jedna od drugiej o ponad 100 km, a działających w wyznaczonym rejonie i posiadających zaplecze oraz oparcie w którejś z twierdz. Te większe grupy stanowiły z kolei bazę operacyjną dla mniejszych, liczących po kilkaset koni jednostek, którym zlecono już bezpośrednie zadania bojowe – wykrywanie i zwalczanie czambułów. Sobieski zastosował przeciw nieprzyjacielowi jego własną broń. Sprawność i siłę bojową tych mniejszych oddziałów znacznie podnosił fakt, że działały one w niewielkiej odległości, nawet kilkunastu kilometrów, od grup zasadniczych.

Główne zadanie, jakie otrzymała piechota (do jej uzbrojenia wprowadził Sobieski niedawno granaty ręczne), polegało na obronie twierdz i zameczków podolskich, stanowiących wraz z twierdzami w Białej Cerkwi, Kamieńcu Podolskim i Lwowie właśnie owe bazy dla grup operacyjnych jazdy. Oprócz wojsk komputowych załogi zameczków składać się miały z oddziałów nadwornych, mieszczan i okolicznej ludności.

W planie operacyjnym ważne jest to, że hetman polny postanowił wciągnąć do walk obronnych również mieszczaństwo i chłopstwo, które na Podolu było w przytłaczającej większości ruskie i ukraińskie. Razem z Tatarami szli ich pół sprzymierzeńcy, pół wasale, to znaczy Kozacy hetmana Doroszenki.

Taktyka kozacka była taktyką na wskroś obronną, opartą na ogniu i artylerii, przy użyciu zasłon w postaci wozów taborowych czy też fortyfikacji polowych. Piechurzy byli mistrzami w szybkim sypaniu wałów i zaciętej ich obronie. Do działań zaczepnych mniej się nadawali. Jedynie energia Chmielnickiego potrafiła obudzić w nich zapał do natarcia, z tym że w bitwach zaczepnych odgrywali zwykle dużą rolę sprzymierzeni Tatarzy lub jazda rosyjska. Sztuka oblężnicza Kozaków stoi na niskim poziomie. Nie potrafią zdobyć żadnej mocniejszej, silniej bronionej twierdzy.

Decyzja Sobieskiego wydawała się ogromnie ryzykowna, można się było spodziewać, że chłopi staną murem za Kozakami i Tatarami, tak jak to miało miejsce w czasie powstania Chmielnickiego. Pewne ryzyko oczywiście istniało, ale ważniejsze było co innego. Czambuły tatarskie w ciągu czerwca, lipca i sierpnia tak mocno dały się we znaki ludności ukraińskiej, mordując ją i uprowadzając w jasyr, grabiąc i paląc jej mienie, że chłopi i mieszczanie podolscy nie mieli innego wyboru, jak tylko walczyć w obronie własnego mienia i życia. Tak też stało się w rzeczywistości. Zrozpaczona ludność ukraińska wszędzie, poza jednym Zborowem, gdzie otworzono najeźdźcom bramy miasta, stawiła zaciekły opór ordzie i jej kozackim sprzymierzeńcom.

Dzięki tym wszystkim poczynaniom udało się Sobieskiemu w przededniu kampanii jesiennej zgromadzić siły przerastające liczebnością nieprzyjaciela, jednakże znaczna ich część nie nadawała się bądź nie mogła być użyta w polu, dlatego zasadnicza koncepcja hetmana — unikanie walnego starcia z wrogiem i przeciwstawianie mu się przy pomocy wydzielonych grup armii — pozostała nie zmieniona.

Z listu. Wojsko na rozdzielone partie stoi

Polski hetman był przekonany, że przyjęta przez niego taktyka walki będzie skuteczna. W liście do żony z 15 września pisał: „Nieprzyjaciel (...) ze wszystką potęgą idzie na wojsko. Ale mam w Panu nadzieję, że się im pomieszają szyki, kiedy się dowiedzą, że wojsko nie w kupie, i że na różne rozdzielone partie stoi przy fortecach na samej linii (...)”

Plan sprawdził się w praktyce. Taktyka zwalczania czambułów w pełni zdała egzamin. Nieprzyjaciel został zaskoczony, plany jego pokrzyżowane. Polskie grupy lotne wszędzie biły napotkane czambuły, zmuszając je w końcu do zaniechania tak dobrze już wypróbowanej taktyki i ponownego połączenia się w jedno duże zgrupowanie.